Myli się ten kto myśli, że początku
rozpadu osobowości
należy szukać zaplątanego w gąszczu
synaps,
skrzętnie skrywanego pomiędzy lękiem
a marzeniem
czy też pośród objawów
schizofrenii,
nie.
Rozpad osobowości zaczyna się
banalnie;
- od prawej dłoni.
Daje o sobie znać lekkim mrowieniem w
opuszkach palców
po czym zamienia je w ziarenka piasku
pozostawiając ofiarę z niekomfortowym
uczuciem
brudu pod paznokciami.
W przeciwieństwie do ludzi, zupełnie
obcy jest mu pośpiech,
jest koneserem,
dlatego też wystąpienie objawów nie
jest powodem do zmartwienia,
pisanie listów i spłacanie długów
byłoby bezcelowe
- można dalej pić i płakać.
Kiedyś, każda z jego ofiar wiedziona
niewytłumaczalną tęsknotą
stanie na brzegu morza
i rozsypie się po plaży uniesiona
morską bryzą.
Dotkniętych rozpadem osobowości łatwo
rozpoznać
- przesadnie często czyszczą
paznokcie.
`06
Nic tu nie ma…
powiedział
czując olśnienie
pustka przyniosła gorycz
popadł w zwątpienie
wiedział, że
skłamał
to aż za wiele…
`06
Snuł się pomiędzy
trąbką chmielem a dymem
poznałem go od razu
i znów nie spytałem o imię.
Pytał, czy pamiętam
- tylko obraz dziewczyny
rzuciłem z uśmiechem
Ciebie też już zapomniałem
kiedyś wrócisz z inną
znów zadasz to pytanie
odpowiem to samo
To był Monet
na zapomnianej ścianie.
`06
Stało się
wpadł w wąska szczelinę
pomiędzy prawdą a nadzieją,
jedno z tych miejsc
o wyblakłych kolorach
i gorzkim powietrzu.
Tam uświadomił sobie, że
nie będzie już
mesjaszem, cezarem
ani nawet złodziejem
Szukał ratunku w
zbawieniu w pigułkach
okazało się jednak
przereklamowane
i pozostawiało
niesmak w ustach.
Postanowił
salwować się ucieczką
gdzieś daleko,
gdzie powietrze jest świeże
i nie ma papieru w linię.
`06
Zagubiony w tłumaczeniu,
wciśnięty pomiędzy regały,
zaciskam zęby
klnąc pcham koszyk.
Powinienem się cieszyć,
wokół tyle promocji...
Mijam stoisko z rybami,
zawsze uśmiechnięty jezus podaje
dorsza,
alejkę dalej allach zachwala noże,
nie widać buddy, chyba ma dziś
wolne...
Zanim się spostrzegę
jestem w domu z pełnymi siatkami
na samym dnie odnajduję chleb
przysypany białymi pigułkami,
wciskają je jako gratisy chyba do
wszystkiego...
Siadam z kubkiem herbaty w ręku,
ściany są zimne i nie znają litości
miasto powoli usypia i migocze
beztrosko.
Tak, Idę...
Nie ma ucieczki
- diabeł siedzi na oknie.
`06
Stoję
w tej kolejce
długiej i szarej
pachnącej zwątpieniem
i fałszywą nadzieją.
Nad wyraz cierpliwy ogonek
który śni sen
o kasie skrytej za widnokręgiem,
ospały i karny
milionami stóp
niezgrabnie
odciska swój ślad w błocie.
Tu wszyscy
są równi.
I idioci
przekonani, że kupią szczęście
I ci co sprzedali duszę
by kupić cały sklep
I ci co chcą tylko
masło i chleb.
Stoję.
wszystkich wpuszczam przed siebie
niech kupują
a ja będę
pisał palcem po niebie.
`07
Szedłem
przez ruiny miast
i spaloną ziemię
aż stanąłem
tam gdzie był brzeg
z nadzieją, że
brzask
przyniesie objawienie.
Gdzieś na horyzoncie
zobaczyłem
spopielony żagiel
a wiatr
wyszeptał zwątpienie...
`08
Wiem,
nigdy nie rozmawialiśmy
zbyt wiele,
a nawet jeśli,
to były raczej
monologi.
Ja
za głupi
by zrozumieć
co chcesz powiedzieć.
Ty
czemu miałbyś
mnie słuchać?
Wiem,
i tym razem
to nie będzie rozmowa
Prośba,
pytanie,
którędy droga?
`08
Wielcy odeszli.
Snują się zaułkami
miasta popiołów
szepcząc słowa skargi.
Ich scheda przepita,
rozmieniona na drobne
przez uzurpatorów i kurtyzany.
Obrócona w blichtr
i zbrukana
straciła swój dawny blask
i już nikomu nie jest
drogowskazem.
Na tronie zaś błazen
zaciera ręce.
On
sprzeda Ci szczęście.
Ty
w ratach oddasz
mu duszę.
`09
Gdzie podziało się
piękno kreślone
pędzlami dawnych mistrzów?
Delikatny uśmiech,
subtelne spojrzenie
i nagie ramiona
przyodziane w sfumato.
Niechybnie przegrało
batalię z prawidłami rynku.
Podaż i popyt
nie znają litości,
nie biorą jeńców i
drwią sobie z konwencji.
Teraz jest nowe
piękno.
Produkt szalbierzy,
którzy zastąpili
olej silikonem, a
światłocień botoksem.
Nie potrzebują ani pędzla
ani natchnienia
starcza im skalpel
i trochę banknotów.
Nieważne, że ich dzieła
nie przetrwają próby czasu
przecież liczy się teraz...
`09
Nie mogę oderwać wzroku
od tego majstersztyku.
Studiuję go od lat,
i wiem, że nigdy
nie będzie mi dane
pojąć go do końca,
zgłębić jego sekretów
czy choćby otrzeć się
o sedno.
Owszem, próbuję.
ale jestem jak dziecko.
- mogę tylko zgadywać
badając organoleptycznie
smaki i kształty.
I taki pozostanę,
potykając się ciągle
będę próbował dotrzeć do
istoty rzeczy wkładając ją do ust
w nadziei, że uda mi się
wyssać z niej sens.
`09
To nie dla
spiżu, sławy, czy złota.
I nie z głupoty,
jak twierdzą
tchórze i zdrajcy.
To dla
Niego, Niego i Niej
z Wiary, Męstwa i Miłości
ginęli
z rąk wroga - walcząc
i bez paznokci - zdradzeni.
Dziś ich imiona noszą ulice i place
lecz mało kto nosi ich w sercu.
Tak łatwiej,
nie wiedzieć, nie pamiętać, nie
pytać,
co pozostało
opluć, sprzedać i przepić.
Tyle lat walki
przelanej krwi
łez i upokorzenia
tyle lat
ten sam taniec
a poza młodą parą
nic się nie zmienia...
`10
Chciałby
wszystkich
zbawić
lub
powiesić
lecz
nie mógł się zdecydować
zbyt dużo było
za i przeciw.
Wiedział, że
tak i tak
- będzie sprawiedliwie
a więc
to w gruncie rzeczy
kwestia estetyki...
`10
Nie jest piękna
to trzeba przyznać
co robić?
śmierci ma to do siebie,
że źle wpływa na urodę.
Brzydota razi oczy,
a wokół roi się od
samozwańczych estetów
i domorosłych wizażystów.
Obskoczyli ją uzbrojeni
w arsenał pudrów, pomadek i cieni.
Każdy z własną wizją
każdy chciał coś zmienić.
Teraz już nikt nie ma pewności
jak wygląda naprawdę
pamięć zawodzi
portrety zginęły, a
pamiętniki kłamią.
Czasem ktoś wytęża wzrok
chcąc ujrzeć jej prawdziwe oblicze,
wtedy na wszelki wypadek
przyciemniają światło.
A ona się śmieje
bo i tak istnieje
w każdym z tych
który różowił jej lica
by nie dała świadectwa
kto bił, głodził i mordował
kto gwałcił, palił i katował
by nie była świadectwem
że nie ona jest brzydka
tylko my sami.
`10
To nie ten sam diabeł,
który siedział na oknie
i grożąc palcem
szeptał „nie ma ucieczki”.
On przypominał,
uśmiechał się dyskretnie i
skinieniem ogona
zapraszał na parapet.
Siedział w milczeniu
i kontemplował
zasypiające miasto
migocące światłami.
Nowy jest inny.
Nie uśmiecha się, nie grozi
stroni od okien i parapetów
nad kontemplację przedkłada knucie.
Widzę jego chłodny wzrok
bijący z plakatów i szklanego ekranu
przenikający przez ściany
i ciemne okulary.
Przemyka zaułkami
czai się za parkanem
przysiada na ławce
filuje zza winkla.
I już chyba
nie stara się
nikomu wmówić
że go nie ma.
Ludzie po prostu
przestali go zauważać
jest tak podobny
do mnie i do ciebie.
To inny diabeł
on idzie z duchem czasu
nie szepcze
wysyła maile i smsy.
Tak jest szybciej
tak wyrobi premię
i spłaci wymarzony loft
w IX kręgu piekła.
`11
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz